KLUB MIŁOŚNIKÓW AUSTRALII I OCEANII w Bydgoszczy  

Jaka jesteś aborygeńska kulturo?

Drukuj
(2 głosów, średnia ocena 5.00 na 5)

Rozmowa z Teresą Podemską-Abt, literaturoznawcą, filologiem, socjologiem literatury i edukacji, poetką, pisarką, tłumaczką literatury tubylców australijskich

alt"Prowadzone w Australii badania archeologiczne podają, że najstarsze plemiona tubylcze, znane w świecie pod nazwą Aborygenów, żyją w pewnych częściach Australii od mniej więcej 70 tys. lat. W najstarszych przekazach tradycji ustnej autochtonów jest mowa o ludziach zamieszkujących kontynent australijski od początku jego kreacji, czyli od czasów zwanych z angielska The Dreaming lub Dreamtime, co w języku polskim można byłoby tłumaczyć na Epokę Stworzenia, Marzeń i Snów (...)

Pisarstwo aborygeńskie rozpoczęło się w Australii bardzo niedawno, ale literatura tubylcza, a szerzej komunikacja artystyczna w tradycji ustnej, jest tak stara jak stare są pieśni, mity, rysunki skalne, taniec, muzyka i dramatyczne przedstawianie dziejów i podróży przodków w formach rytualnych (...)"

Teresa Podemska-Abt: "Świat tubylców australijskich, Antologia literatury aborygeńskiej". Wydawnictwo Krytyki Artystycznej Miniatura, Kraków 2003
Teresa Podemska-Abt

Teresa Podemska-Abt
wśród Tubylców Australijskich

Lidia Mikołajewska: Cieszę się, że spotykam specjalistkę w tej dziedzinie wiedzy, której nie znam i nie rozumiem, a która mnie mocno intryguje i wśród której - w jakimś sensie - przyszło mi żyć. Porozmawiajmy zatem o prymitywnej kulturze aborygeńskiej...

Teresa Podemska-Abt: Dziękuję za "specjalistkę", ale uważam, że to za duże słowo. Jeśli zaś chodzi o rozmowę o kulturze prymitywnej to nie jestem odpowiednią osobą, żeby wypowiadać się na ten temat.

LM: ???

TPA: Pytasz o "prymitywną kulturę aborygeńską", a ja takowej nie znam; po prostu nie identyfikuję się z takim określeniem. Myślę natomiast, że mówisz jak biały człowiek sprzed stuleci. Użyłaś pojęcia "prymitywne" dla określenia INNEJ, niż białego człowieka, KULTURY. Biały kolonizator widział w tubylcach (australijskich, afrykańskich) dzikie i naiwne dzieci, "przedmioty objęte specjalną troską". Wówczas to co nie należało do "białej" kultury, było "prymitywne". Wybacz, ale ten przymiotnik nie budzi we mnie w tym momencie pozytywnych skojarzeń.

LM: Wielu poważnych, zdawałoby się, ludzi wciąż używa tego określenia dla wyrażenia swojej opinii na temat kultury aborygeńskiej. Sprawa dotyczy nie tylko literatury, w której jesteś wysokiej klasy specjalistką, także "kropkowanego" malarstwa, aborygeńskiej muzyki, tańców, pieśni...

TPA: Moje rozumienie kultury prymitywnej nie pokrywa się z powszechnymi opiniami na ten temat. Nie uważam, że rozwój kultury powinien być mierzony tylko technologią! Kultura to nie tylko nowy samochód! To przede wszystkim filozofia, która określa nasze Życie, światopogląd i rozwój duchowy. Powiedziałabym, że to KWESTIA INNOŚCI, różnych systemów myślenia, środowiska, działania, wyrażania uczuć, a nie żadnego prymitywizmu! Kultura to przede wszystkim język, którym wyrażamy swoje myśli, a w tym względzie żaden z istniejących języków tubylczych nie ustępuje miejsca angielskiemu czy polskiemu. Angielski np. jest językiem zimnym uczuciowo, polski ma o wiele więcej serca, wątroby, gardła, itp. w użyciu, a zatem opisywaniu rzeczywistości i emocji, innymi słowy, w wyrażaniu światów, i wewnętrznego i zewnętrznego.

LM: Czy zatem terminy: "prymitywny", "prymitywizm" należałoby wykreślić z zasobu leksykalnego wielu języków świata?

TPA: Nie twierdzę, że termin "prymitywizm" nie ma miejsca w naszym systemie pojęć i nazewnictwie pewnych zjawisk kulturalnych, ale jestem zdania, że kultura tubylców australijskich nie ma takiej cechy ani w literaturze, ani filozofii, ani nawet w malarstwie, gdzie nośnikiem prymitywnym jest być może forma - także piktogramowa o której wspomniałaś - ale na pewno nie treść. Według mnie aborygeńskie malarstwo, taniec, teatr, czy literatura są głęboko związane z symboliką. Uproszczenie wypowiedzi artystycznej do przysłowiowej kropki czy bardzo prostej kreski jest raczej wynikiem braku potrzeby odtwarzania rzeczywistości w jej innym wymiarze lub bardzo skomplikowanej formie wypowiedzi.

LM: Kultura aborygeńska, którą my Polacy raczej mało znamy, nie jest możliwa do zaprezentowania w całej swojej krasie w krótkiej rozmowie. Ale spróbujmy zasygnalizować chociaż... Ciekawa jestem, co w tej dziedzinie - literatury, historii, polityki stosowanej wobec Aborygenów, itp. - wynika z twoich badań naukowych prowadzonych obecnie na University of South Australia w Adelajdzie?

TPA: Proponuję o tych badaniach porozmawiać przy innej okazji. Dzisiaj spróbowałybyśmy może uporać się z tym nieszczęsnym "prymitywizmem"?

LM: Zgoda. Wspomniałaś przed chwilą o symbolice w twórczości aborygeńskiej. A symbolika to jednak "wyższa szkoła jazdy"...

TPA: Symbol to w jakimś sensie myślenie uproszczone, nie znaczy to oczywiście, że nie wymaga nieprzeciętnie wieloaspektowego systemu komunikacji, myślenia, kojarzenia i różnorakich procesów wartościujących.

Aborygeni - to społeczność różnorodna i wbrew pozorom skomplikowana. Posługują się bardzo złożonym systemem społecznym i rodzinnym, mają ściśle określone przepisy prawne wynikające z Prawa Tradycji, prawa - naszym językiem mówiąc - obyczajowego i boskiego, biblijnego. Poza tym preferują mowę nad formy pisane, przekazują swoje dzieje ustnie... Doprawdy! Nie widzę powodu, dla którego miałoby to być traktowane jako prymitywne lub mniej ważne od kultury piśmiennej. Zwłaszcza w dzisiejszym świecie, który - jak wszyscy wiemy - zaczął wracać i operuje głównie takimi formami mówionymi jak choćby telewizja, film, telefon komórkowy. WRACAMY, w aspekcie masowym, do form mówionych! O wiele szybciej załatwisz dziś sprawę mówiąc niż pisząc! Nawet komputerowcy mają już dziś zamiast klawiatury mikrofon i kamerę! Oczywiście zdaję sobie sprawę z uproszczenia, ale przykład taki służy mi tylko do tego, aby podkreślić, że mowa nie jest formą prymitywną, jest ona tak stara jak ludzkość! Pozwól na jeszcze jeden przykład...

LM: Oczywiście, proszę!

TPA: Kiedy Mama opowiadała mi bajkę, była ona o wiele bardziej fascynująca, niż gdy sama ją czytałam. Mama grała! Mimiką, gestem, głosem! Jak trzeba było, tańczyła, klękała, przytulała nas! A co najważniejsze, my w tym braliśmy udział! Żyliśmy te bajki i baśnie, a przecież żyliśmy tak również nasze polskie legendy mity, opowieści. To pięknie, że dziś mamy szczycą się czytaniem swoim dzieciom "na dobranoc", ale ja proponuję "opowiadanie i granie na dobranoc". To znacznie większa przyjemność, uciecha i pokoleniowa edukacja! Tak właśnie żyją swoją HISTORIĘ społeczeństwa tradycyjne, tubylcze.

Zwróć uwagę, że wszelkie przekazy o naszych polskich rodzinach, naszych narodowych przodkach znamy najpierw z przekazu ustnego. Z opowieści pradziadków, dziadków, rodziców, uczymy się "zdjęć", wiemy kto z naszej rodziny o co i gdzie walczył, w jakim powstaniu był ranny, gdzie na jakim froncie oddał krew lub życie. Te małe jednostkowe historie tworzą historie rodów, historie narodowe, stąd już niedaleka droga do historii świata i kultur.

LM: Przeszłaś do historii której tu, w Australii, mało w szkołach, a to przecież wielka spuścizna Kultury.

TPA: Powiem teraz rzecz trywialną, ale ważną. Historii uczymy się na tysiąc różnych sposobów i jest ona opowiadana z różnych źródeł. Polacy uczą się swojej najwcześniejszej historii z przekazów obcych. Tubylcy australijscy maja SWOJĄ historię kontaktów z białym najeźdźcą - SWOJE PRZEKAZY USTNE, dziś już coraz częściej zapisywane - historię, o której świat wie bardzo mało. Kolonizatorzy, a teraz Australijczycy, zapisują historię Australii po swojemu i zauważ tylko, że te "dzieje Australii" zaczynają się niedawno, od czasu kolonizacji! Piszą oczywiście ze swego punktu widzenia, według swego światopoglądu. Polacy, i inne uciśnione narody, wiedzą o czym mówię; o Katyniu nauczyłam się w domu z opowieści mojego Taty, o osadzonych w komunistycznych więzieniach ojcach moich dwu koleżanek dowiedziałam się ze szlochu ich córek, Jacek Kaczmarski śpiewał o "białych plamach"... Jeśli ktoś chciał wiedzieć więcej, to PYTAŁ...

Mam nadzieję, że czytelnicy zobaczą analogię, którą próbuję tu podać. Australijscy tubylcy nie są osamotnieni ani w cierpieniu które przeszli, ani w tradycji, ani jej kultywowaniu! Mają i kulturę i historię tradycji ustnej i żadna z nich nie jest prymitywna. I znów nie mogę nie porównać! My, tzw. Zachód, nie piszemy już naszych dziejów w takim stopniu jak do niedawna! Wszystko, a więc kulturę, książki, piosenki, historię, legendy... mamy zapisane na płytach, filmach, dyskach. Słowo pisane ma swoją historię, ale to temat na inną rozmowę.

Wracając do kultury tubylców w Australii, należy - w związku z powyższym - rozeznać dokładnie co mianem "prymitywizmu" można, a czego nie można określić. Należy też zadać sobie pytanie, jakimi stereotypami myślenia się posługujemy, gdy o kultury, o wszystko właściwie - pytamy. Żeby zamknąć temat "prymitywizmu" chciałabym zwrócić uwagę na kultury, które niszczą bez opamiętania środowisko, wycinają drzewa, wyczerpują zasoby wodne... Chciałabym też poddać w rozważanie temat prymitywizmu myślenia, jako że ono stanowi produkt kultury, w której się wychowujemy!

LM: I w tym momencie widzę właściwe słowo na właściwym miejscu. Słyszałam niedawno opinię, że mniej więcej za sto lat, zniknie większość języków, którymi posługują się dzisiaj ludzie, zginą rozmaite kultury... Aborygeńska pewnie też?

TPA: Jak ty, mocno powątpiewam w takie opinie, są bezpodstawne, uważam, że dla KULTUR TUBYLCZYCH w Australii nadeszła pora odrodzenia; postkolonializm jest o wiele mniej srogi niż kolonializm. Mam nadzieję, że kultury tubylcze świata nie zginą, ale będą się nadal rozwijały i kwitły w swych tradycjach. Wierzmy, że tu w Australii, rekonstrukcja języków, praca antropologów, sztabu ludzi różnych profesji w sumie, nie pójdzie na marne w jakimś odruchu kolejnego politycznego trendu. Załóżmy, że choćby tak zwana wielokulturowość - która w Australii nigdy nie zaistniała inaczej jak w polityce kulturalnej integracji albo asymilacji, jak wolisz, a co równa się anglicyzowaniu społeczeństwa, co my Polacy znamy z okresu germanizacji czy obu rusyfikacji - będzie życzliwa! Życzmy sobie tego w Australii także dla nas Polaków!

LM: Używasz liczby mnogiej mówiąc "kultur tubylczych". Dlaczego?

TPA: Ponieważ NIE MA JEDNEJ KULTURY ABORYGEŃSKIEJ! Wyróżnia się wiele kultur tubylczych, tak wiele jak wiele jest plemion. Można chyba zaryzykować stwierdzenie, że jest wiele "narodowych kultur tubylczych" (jeśli mogę wprowadzić takie określenie). Podobnie, choć komuś może się to wydać dziwne, NIE MA JĘZYKA ABORYGEŃSKIEGO! Jest natomiast wiele języków plemiennych; całkowicie różnych systemów językowych z odmienną gramatyką, stylistyką, leksykonem… Te języki mają swoje, jak nasz język ojczysty, narodowy, rodzinny polski - dialekty, gwary, żargony. Porównywalnie sztucznym określeniem języka, którym posługują się tubylcy w Australii, gdy obcują z angielskojęzycznym światem, jest "aborygeński angielski". Tubylcy używają kilku języków angielskich, które nacechowane są fonetycznie i gramatycznie przez któryś z języków rodzimych. Każdy z tych "aborygeńskich angielskich" ma pewną swoistość, to zjawisko językowe można porównać do "polskiego angielskiego", "greckiego angielskiego", "niemieckiego angielskiego" albo "libańskiego angielskiego" używanego w Australii. Lingwistycznie i kulturowo mówiąc, to zupełnie inne dialekty i wersje angielskiego. Paralelnie, w Australii często się słyszy oceny angielskiego, używanego przez obcokrajowców lub emigrantów. Zwykle słyszymy pochwały, tak czy inaczej, choć sami wiemy, że tu i tam nasz język kuleje! Nie w tym rzecz jednakże, bo tu i teraz chcę podkreślić, że istotna jest nie tyle gramatyka, ile znaczenie! Nawet jeśli używane odmiany języka angielskiego są gramatycznie perfekcyjne, to ciągle nie można oceniać ich w kategorii "poprawny", "niepoprawny". Składniowo świetny "polski angielski" może przenosić znaczenia, których język oryginalny po prostu nie stwarza, a są to znaczenia nacechowane semantycznie i kulturowo, przede wszystkim.

LM: Zaledwie dotknęłyśmy tematu - rzeki. Mam nadzieję, że czytelnicy działu "Przeglądu Australijskiego" zatytułowanego "Świat Tubylców Australijskich", znajdą w nim odpowiedzi także na inne pytania. Na zakończenie chciałabym zapytać jak w języku "aborygeńskim angielskim" brzmi słowo "biały" (człowiek)?

TPA: Plemiona w południowo-wschodniej Australii używają słowa: Gub lub Gubba. Z czym kojarzą ci się te pojęcia?

LM: Pojęcia nie mam!

TPA: Ze słowem "gubernator", czyli dla Aborygenów "biały"

LM: Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała: Lidia Mikołajewska

Przedruk z: Przeglądu Australijskiego